HISTORIE RÓWNOLEGŁE
Denerwujący jest dla Polaka obraz Anglii, kwitnącej w tym samym czasie, gdy upadała sarmacka Rzeczypospolita
Pepys czy Pasek?
PANORAMA LONDYNU NA SZTYCHU Z KOŃCA XVII WIEKU
FOT. (C) FLASH PRESS MEDIA
JERZY JASTRZĘBOWSKI
Latem ubiegłego roku szliśmy piaszczystą drogą przez Gierwaty Szlacheckie w parafii Goworowo, na pograniczu Mazowsza i Kurpi. Wraz z bratem szukaliśmy śladów prapradziada, Wojciecha Bogumiła, który jako chłopiec w okresie wojen napoleońskich miał gdzieś z tej okolicy wywędrować za nauką i chlebem. Przystanęliśmy w zagrodzie, rozmawialiśmy z młodym człowiekiem. Wyglądał na inteligenta, mówił staranną polszczyzną. Jego ojciec ogradzał pastwisko dla krów. Spocony, siwiejący, nieogolony, zjawił się po chwili. Pytany o rody chłopskie w okolicy, roześmiał się:
– Panie, tu nie ma chłopów, tu przysiółek szlachecki. My Dobkowscy, nieopodal Strzemięccy, też szlachta. Niegdyś liczni byli w okolicy Mierzejewscy, ale ich już nie ma, na wojnach wyginęli. O tam – wskazał ręką – za drogą, pod borem znajdzie pan wioskę włościańską.
Słowo honoru, tak powiedział! Latem dwutysięcznego roku, na środku piaszczystej mazowieckiej drogi, usłyszałem język Jana Chryzostoma Paska.
Boczna koleina
Przez lata zastanawiałem się, kiedy doszło do ogromnego rozziewu pomiędzy sprawnością działania i wydajnością świata kultury polskiej, w której się wychowałem oraz świata anglosaskiego, do którego się przyuczyłem. Z uwagą obserwowałem wyższość, z jaką Polaków traktowali zwłaszcza Brytyjczycy. Wszyscy wiedzą, iż w 1940 roku polscy piloci mieli nie brać udziału w Bitwie o Anglię, ponieważ dowódca RAF-u nie wierzył, aby Polacy dali sobie radę w powietrzu. Skąd takie lekceważenie?
Cofnijmy się głęboko w czasie. W sensie zaawansowania cywilizacyjnego w połowie XVI wieku Polska nie pozostawała daleko w tyle za czołowymi wówczas ośrodkami Europy – północnymi Włochami, Niderlandami, Nadrenią. Anglia nie była nawet punktem odniesienia. Lecz wkrótce potem Rzeczypospolita trafiła w fatalną boczną koleinę, podczas gdy zachodnia Europa (w tym zwłaszcza Anglia) mknęła do przodu bitym traktem. Był to proces długotrwały. Kontakt straciliśmy chyba w ostatniej ćwiartce XVII wieku.
Ponownie przeczytałem dziennik Samuela Pepysa, współtwórcy brytyjskiego sukcesu, równolegle czytając pamiętnik Jana Chryzostoma Paska, uczestnika zmagań zbrojnych Rzeczypospolitej w drugiej połowie XVII wieku i świadka zmierzchu sarmackiego narodu. Zaskakujące wrażenie!
Postaci dramatu
Byli niemal równolatkami: Pepys urodzony w 1633 roku, Pasek podobno pod koniec 1636 roku. Pisali – Pepys na bieżąco, Pasek z pamięci – o tym samym okresie, zwłaszcza latach 60. stulecia. Obaj pochodzili z drobnej szlachty. Pepys nie wstydził się krewnych rzeźników, choć miał też krewnego lorda Sandwicha, który go ostatecznie wprowadził w sferę wysokiej polityki. Pasek do rzemieślnika w rodzinie z pewnością nie przyznałby się, lecz nie wstydził się faktu, iż ojciec jego, później zaś on sam, nie byli majętni i „dzierżawami chodzili”.
Pepys i Pasek mieli podobny „apetyt do widzenia świata”. Obaj na wypadki dziejowe patrzyli z własnego podwórka, lecz Pasek był prostym towarzyszem chorągwi pancernej (choć lubił udawać świetnego oficera), zaś Pepys, młody skryba w biurze swego krewnego patrona – późniejszego lorda Sandwich – doszedł do pozycji sekretarza stanu w Admiralicji i posła do Izby Gmin.
Pasek był niezwykle dumny ze swoich sporadycznych kontaktów z królami Janem Kazimierzem i Janem III Sobieskim. Dla Pepysa kontakty z królem były obowiązkiem służbowym. Jednak nie cechy osobowościowe, lecz raczej obraz krajów w tle obu autorów powoduje przygnębienie. Cóż za ogromna różnica!
Kraj Paska
Paskowi przyszło spędzić drugą połowę życia w okresie niezwykle ciężkiego kryzysu Rzeczypospolitej, z którego nie całkiem zdawał sobie sprawę. Widział konsekwencje wojen z Kozaczyzną i Tatarami z połowy wieku; brał udział w wojnach ze Szwecją, Moskwą, z Rakoczym oraz wkrótce potem w wojnie domowej. Potem przyszła wojna z Turcją i straszliwe lata zarazy, pustoszącej Rzeczypospolitą. Te sprawy widział i rozumiał. Nie rozumiał jednak rozległości i przyczyn ciężkiego kryzysu gospodarczego, który splótł się w jedno z kryzysem politycznym.
Ruszył już był eksport zboża rosyjskiego do Europy Zachodniej przez Archangielsk. Mimo znacznie wyższych kosztów transportu zboże to okazało się kilkakrotnie (!) tańsze od polskiego, eksportowanego przez Gdańsk i Elbląg. W ostatniej ćwierci XVII wieku eksport polskiego zboża spadł poniżej 50 procent poziomu z pierwszej ćwierci owego stulecia. Biorąc pod uwagę jednoczesny spadek cen, zmniejszenie się wpływów z tego eksportu było katastrofalne. Szlachta reagowała zwiększaniem obszaru zasiewów i wymuszaniem większej pańszczyzny. Efekt był łatwy do przewidzenia dla nas, żyjących obecnie, lecz kompletnie nieprzewidziany przez Paska i jemu współczesnych: jeszcze niższe ceny, jeszcze niższa wydajność pracy.
Ta ostatnia, niższa od zachodnioeuropejskiej nawet w najpomyślniejszym dla Rzeczypospolitej okresie XVI wieku, w dobie Paska weszła w regres zgoła katastrofalny. Według ustaleń prof. dr. Antoniego Mączaka z Uniwersytetu Warszawskiego, w pierwszym okresie z jednego zasianego ziarna czterech zbóż polski rolnik zbierał przeciętnie ok. czterech ziaren, rolnik niemiecki 4,4 ziarna, angielski – 4,6, rolnik w północnych Niderlandach – 7,5 ziarna. Sto lat później wydajność polskiego rolnika zmalała do 3,3 ziarna, podczas gdy niemieckiego wzrosła do 5,3, angielskiego do 9,8, zaś holenderskiego do 13,1 ziarna. Polska cofała się gospodarczo w tym samym czasie, gdy cała zachodnia Europa poza Półwyspem Iberyjskim szła ostro do przodu!
Do tego dochodziła zatrważająca sytuacja strategiczna kraju. Pasek zachwyca się „wiktoryją wiedeńską”, pisze odę na cześć poległego Franciszka Lanckorońskiego.
Słońce jest dobra sława,
którego promienie
Rozganiają w człowieku
wszelkie gnuśne cienie;
Kto się do sławy bierze,
jako w słońcu chodzi,
Bo go do tej jasności własna cnota
wodzi.
Byli towarzysze pancerni cnotliwego Paska bili Turków i Tatarów, tymczasem w Moskwie polskie poselstwo prowadziło piekielnie ciężkie rokowania po wojnie, którą Pasek – przekonany był o tym – wygrał z szumem i honorem. Jednak Rzeczpospolita miała ręce zajęte konfliktem z Turcją, a Moskwa, słowami Jana III, „czas dogodny ułapiła na swą stronę”. 6 maja 1686 roku, w zamian za wieczysty pokój, Rzeczpospolita zrzekła się ostatecznie Kijowa i całej Ukrainy Zadnieprzańskiej. Ziemie te, ongiś własność Rusi Kijowskiej, potem Litwy, przechodziły we władanie Wielkorusów. Co więcej, Jan III, zwycięzca spod Wiednia, musiał przyjąć upokarzającą klauzulę gwarancji moskiewskich w interesie prawosławia w całej Rzeczypospolitej. To już była jaskrawa ingerencja w wewnętrzne sprawy państwa polsko-litewskiego. Żaden z ówczesnych monarchów europejskich nie zgodziłby się na taką klauzulę.
Dlatego polski król, podpisując ją, płakał.
Pasek wiedział o tym, iż ziemie zadnieprzańskie już wcześniej zajęte były przez obce załogi, lecz czy wiedział o haniebnym traktacie z Moskwą i o płaczu króla? Z pamiętnika wynika, iż chyba nie. Oto, co zanotował pod rokiem 1686: „Zimy tego roku nie było nic (…). Kwiatki i trawy były, żyta jare siano, bydlę trawy się najadło (…) gęsi dzikie włóczyły się stadami wielkimi (…). Augusti (sierpnia) 7-go, naładowałem pszenicą czworo statków i poszedłem do Gdańska. (…) Król JMość i wojsko nasze chodziły na Budziaki i do Wołoch”. Pasek przegapił wydarzenie, od którego począł się, początkowo powolny, później coraz prędszy, ześlizg Rzeczypospolitej w kierunku podległości od Moskwy.
Fatalnym zbiegiem okoliczności Rzeczpospolita wygrywała bitwy, przegrywała wojny; zdarzyło się wygrać wojnę, wówczas przegrywano pokój.
Jak w tym czasie dawał sobie radę kraj Samuela Pepysa?
Kraj Pepysa
Anglia, znacznie później nazwana Zjednoczonym Królestwem, dawała sobie radę znakomicie, mimo ustawicznych wojen. Pod koniec XVII stulecia biła się z Holandią (trzykrotnie za życia jednego pokolenia) i Francją. Anglia wygrywała wojny, przegrywając bitwy; zdarzyło się przegrać wojnę, wówczas jej dyplomaci wygrywali pokój. Fakt, iż wyspiarze większość wojen prowadzili na morzu, nie był bez znaczenia. Fakt, że umieli wygrywać zarówno bitwy, jak i wojny morskie, był po części zasługą Pepysa.
Oto współczesny opis gospodarki Anglii ostatniej ćwierci XVII wieku: „Naród rósł w bogactwo, handel cudownie je mnożył, wzmacniał się obieg kredytu papierowego, zaś złotnicy z Lombard Street (pierwsi londyńscy maklerzy giełdowi rekrutowali się z cechu złotników – J. J.) obracali ogromnymi sumami”. Tak opisuje lata 80. XVII wieku Daniel Defoe w swym „Eseju o pożyczkach”. Pod koniec stulecia giełda londyńska doścignęła amsterdamską, jeśli chodzi o obroty i różnorodność operacji. Wspaniała Rewolucja (glorious Revolution), która obaliła katolickiego Jakuba II w 1688 roku, oddając tron holenderskiemu protestantowi Wilhelmowi Orańskiemu, była jedyną w historii rewolucją, przeprowadzoną w warunkach wysokiej i wciąż rosnącej koniunktury.
W swej „Historii spekulacji finansowych” („A History of Financial Speculation”, Nowy Jork 1999 r.) Edward Chancellor tak opisuje stan gospodarczy ówczesnej Anglii: „Coroczne wielkie urodzaje zbóż powodowały łatwość wykarmienia rosnącej liczby ludności; deszcz złota i srebra z handlu morskiego ze wszystkimi stronami świata bogacił finansjerę, zaś imigracja tysięcy prześladowanych hugenotów z Francji i protestantów z południowych Niderlandów zapewniła import bezcennych kwalifikacji i dodatkowego kapitału”. W 1694 roku ustawą parlamentu powstał Bank Anglii. Z tego okresu pochodzi też zachowana do dziś korespondencja Samuela Pepysa z Izaakiem Newtonem, dotycząca możliwości stosowania teorii prawdopodobieństwa do gry na giełdzie. Wkrótce potem Anglicy zastosowali teorię gier do skonstruowania systemu ubezpieczeń przedsiębiorstw okrętowych.
Denerwujący jest dla Polaka obraz Anglii, kwitnącej w tym samym czasie, gdy upadała sarmacka Rzeczypospolita. Nie bez przyczyny Pepys pisał o swych rodakach: „Samouwielbienie jest drugą naturą Anglików. Wszystko, co angielskie, musi być najlepsze – wołowina i piwo, kobiety i konie, wojsko, religia, prawo, itd.”. Niechże nas nie dziwi angielskie poczucie wyższości nad innymi narodami. Mieli czas je w sobie wykształcić. Pasek w tym czasie pisał o chodzeniu w słońcu sławy. My wszyscy trochę z Paska.
Kariera i korupcja Pepysa
SZLACHTA POLSKA. SZTYCH BAURA, XVII WIEK.
ZBIORY GRAFIKI BIBLIOTEKI JAGIELLOŃSKIEJ
Pepys robił świetną karierę urzędniczą: ze stanowiska młodszego skryby w Ministerstwie Skarbu z roczną pensją 50 funtów szterlingów awansował w roku 1660 na wyższego urzędnika w Admiralicji, z odpowiedzialnością za wyżywienie całej Royal Navy i z roczną pensją 350 funtów. Karierę zakończył jako sekretarz stanu. W dwieście lat później miałby tytuł Pierwszego Lorda Admiralicji. Jednym z jego następców w XX wieku był Winston Churchill. Roczna pensja Pepysa na tym stanowisku wynosiła 500 funtów. Porównując siłę nabywczą pieniądza wówczas i teraz, był to odpowiednik 26-30 tysięcy obecnych złotych miesięcznie. Podatku od wynagrodzeń jeszcze wówczas nie znano.
Pepys potrzebował jednak znacznie większych sum. Przez sześć lat był posłem do parlamentu. Jego biografowie podają, że bardzo zasłużył się wówczas w tępieniu korupcji wśród dostawców Royal Navy. Aby jednak utrzymać się na stanowisku i cokolwiek zdziałać w parlamencie, Pepys wydawał rocznie co najmniej 700 funtów na goszczenie i korumpowanie urzędników. Skąd brał tyle pieniędzy?
Korupcja płaciła korupcją. Pepys nazywał to „wziątkiem” (gettings). Jako wysoki urzędnik Admiralicji pobierał opłaty od armatorów, zaangażowanych w handel z Lewantem. Za korzystanie z opieki Royal Navy armatorzy płacili Admiralicji 25 szylingów od każdego rejsu statku przez Morze Śródziemne, zagrożone przez algierskich i tunezyjskich piratów. Pepys chował te pieniądze do kieszeni.
W swym „Dzienniku” przyznaje się do brania „na lewo” około 1250 funtów rocznie. Sądząc jednak z corocznych podsumowań swego majątku, zamieszczanych tamże, musiało być owych „wziątków” znacznie więcej. Zerknijmy do zapisu z 31 grudnia 1666 roku: „Obrachowałem się wreszcie i ku wielkiemu niezadowoleniu znajduję, że całego wziątku w tym roku miałem zaledwie 2966 funtów, podczas gdy poprzedniego – 3560 funtów”.
Już w połowie swego okresu służby w Admiralicji Pepys był bogatym człowiekiem. Odwdzięczył się za to swej ojczyźnie. Żelazną siłą woli i intrygą przeprowadził przez parlament projekt rozbudowy Royal Navy do rozmiarów zrównujących ją z połączonymi flotami Francji i Holandii. Gdy wycofał się z życia publicznego w 1689 roku, angielska marynarka wojenna liczyła 59 okrętów liniowych, w tym kilkanaście największych – pierwszego (ponad sto armat) i drugiego (ponad 80 armat) rzędu. W sumie Royal Navy miała cztery i pół tysiąca dział. To była straszna potęga. W tym czasie w Rzeczypospolitej połączone siły polowej artylerii wojsk koronnych i litewskich nie wystarczyłyby na obsadę jednego liniowego okrętu Pepysa.
Kariera i korupcja Paska
19-letni Pasek wybrał się na wojnę ze Szwedami „dla Ojczyzny ratowania”, ale również dlatego, iż na wsi w województwie rawskim na obrzeżu Mazowsza (Mazurów nazywał „samsiadami”) ambitny chłopak nie bardzo miał co robić.
Trudna była wówczas wojskowa kariera, choć przynależność do słynnej dywizji Stefana Czarnieckiego osładzała gorycz. Teoretycznie należał się Paskowi żołd, lecz wiadomo, jak z zapłatą bywało: „Panowie szlachta radzą, a żołnierz po staremu chodzi głodny i buntuje się”. Głodne wojsko, zanim się zbuntuje, rekwiruje i wymusza. 22-letni Pasek zyskał mir w wojsku, gdy w Danii, wobec wystraszonych mieszczan, milczał srogo we wszystkich znanych im językach (a łacinę znał bestia znakomicie), dopóki Duńczycy nie postawili przed nim srebrnego kubka wypełnionego talarami. Wówczas łaskawie przemówił, zaś opisem tej sceny zyskał wśród Polaków literacką nieśmiertelność.
Pasek i jego towarzysze pancerni byli do szaleństwa odważni, a przy tym pełni wisielczej fantazji. Czytelnicy dobrze znają mistrzowski opis zdobywania twierdzy, więc przypomnę ponownie: „Wolski, jako to chłop chciwy, żeby to wszędy być wprzód, rzecze: ČWlezę jaÇ. Tylko wlazł, a Szwed go tam za łeb. Krzyknie. Ja go za nogi. Tam go do siebie zapraszają, my go też tu nazad wydzieramy: ledwieśmy chłopa nie rozerwali. Woła na nas: ČDla Boga, już mię puśćcie, bo mię rozerwiecie!Ç”. Takiego tekstu nie mógł napisać Pepys, owa gwiazda biurokracji i twórczej intrygi. Pepys przy Pasku jest literackim beztalenciem i lubieżnym tchórzem – do rozpusty najchętniej przymuszał młodziutkie dziewczęta, służące w okolicznych domach.
Były też inne różnice. Pepys uprawiał korupcję w białych rękawiczkach, bezboleśnie choć skutecznie. Nasz rodak uprawiał tę czynność z wdziękiem zbója obdzierającego kupców na rozstajnych drogach.
W 1662 roku król powierzył Paskowi zaszczytną misję dostawienia posłów moskiewskich z Wiaźmy na rokowania do Warszawy. Pasek zdecydowany był dorobić się na tej misji. Jako „przystaw”, czyli szef eskorty, odpowiedzialny za wyżywienie i transport posłów, miał dyktatorskie uprawnienia względem mijanych miejscowości. Przystaw w imieniu króla zajmował kwatery, rekwirował żywność i podwody. Odmowa groziła miejscowym burmistrzom karą „na gardle”. Pasek wiedział o tym, wiedzieli i burmistrzowie. Zjeżdżały więc deputacje, nawet z odległych stron, z pieniędzmi dla przystawa i z błaganiem, aby drapieżne poselstwo zechciało ominąć ich miasteczka. „Przyjechali, godzili się, prosili, żeby ich minąć, żeby wolni byli od podwód; ten przywiódł złotych 200, ten 300, ten 100 – różni różnie według dostatku i ubóstwa też”.
Gdy poselstwo przybyło do Warszawy, król Jan Kazimierz bardzo był Paskowi łaskaw, wziął go na rozmowę na osobności („… aż mię opadli moi rawscy i łęczyccy posłowie: ČA skądże to z królem taka konfidencyja? Cóż to? Jakoż to?Ç”), poczem kazał ochmistrzowi dać mu pięćset czerwonych złotych. Pisał później Pasek: „Nieskąpo mi było piniędzy, bo i z Dani je miałem, i od króla wziąłem 500 czerwonych złotych, i Moskwę prowadząc wziąłem 17 000”. Jeśli napisał prawdę, to owym jednym poselstwem narabował się za wszystkie czasy niezapłaconej służby wojskowej.
Sejmowanie
Pepys posłował z dwóch okręgów: wpierw z Castle Rising, później z Harwich. Obowiązki swe traktował bardzo poważnie. Chodziło mu nie tylko o karierę, z pewnością nie o sławę. Działalność w parlamencie była jedyną metodą wyciśnięcia pieniędzy na rozbudowę Royal Navy. Jak wiemy, Pepys osiągnął pełny sukces.
Pasek też bywał na sejmach, choć nie zawsze jako poseł. Zawsze jednak umiał się na salę wkręcić i później zachwalał: „Powiedam tedy kożdemu, że wszystkie na świecie publiki – cień to jest przeciwko sejmom. Nauczysz się polityki, nauczysz się prawa (…), życzę tedy kożdemu czynić tak”.
A co zaś uradzono? Pasek kończy opowieść:
„Sejmowali tedy przez całą zimę (roku 1666/67 – J. J.) z wielkim kosztem, z wielkim hałasem, a po staremu nic dobrego nie usejmowali, tylko większą przeciw sobie zawziętość…”
Schyłek
Pepys zmarł w maju 1703 roku. W dziesięć lat później, traktatem utrechckim po wojnie o sukcesję hiszpańską, Anglia utrwaliła swą mocarstwową pozycję i przez następne dwa stulecia przestrzegała doktryny Pepysa, że Royal Navy zawsze musi być silniejsza od połączonych flot dwóch kolejnych po Anglii mocarstw. Na lądzie, klęskę armiom Ludwika XIV zadał wówczas John Churchill, książę Marlborough, prapradziad Winstona Churchilla.
Pasek zmarł w sierpniu 1701 roku. W niecałe szesnaście lat później, na Sejmie Niemym, marszałek Stanisław Ledóchowski odczytywał – w grobowej ciszy, w blasku jegierskich bagnetów – tekst poddańczego traktatu z Rosją. Posłowie aprobowali tekst w milczeniu.
Żyjąc wspomnieniami „wiktoryji wiedeńskiej”, emocjonując się procesami sądowymi z „samsiadami”, Pasek pojęcia nie miał, iż Rzeczpospolita już za jego życia wchodziła w śmiertelny korkociąg. To normalne zjawisko: kierunek procesu historycznego zakryty jest dla oczu większości uczestników, dopóki ów proces trwa. Dopiero później wszyscy są mądrzy. Czy obecnie jest inaczej?
III Rzeczpospolita
W kraju biadanie. Istotnie, 15-procentowe bezrobocie jest klęską dla dotkniętych nim rodzin i środowisk. Tym bardziej 30-procentowe bezrobocie w zagłębiach popegeerowskiej nędzy. Przypadki jaskrawej prywaty i „wziątku” burzą spokój umysłów. Podłe nastroje nie zmienią jednak faktu, iż w ponad trzysta lat od Paskowych heroicznych, lecz fatalnych „wiktoryi” bieg polskiej historii uległ odwróceniu. Z bocznej koleiny wychodzimy na główny trakt.
Jak co pokolenie, rozbrzmiewa u nas biadolenie nad młodzieżą: tych ongiś w białych skarpetkach, obecnie bawiących się telefonami komórkowymi, wciąż coś niesłychanie ważnego przez nie uzgadniających, hucpowatych, używających zwrotów wyrwanych bez sensu z języka Pepysa, kaleczących język Paska. Kosmopolityczni materialiści? Antypatrioci?
Nie, po prostu sprytniejsi od nas, starszych. Odpowiedni do swego czasu. Napoleon z pogardą wyrażał się o Anglikach jako „narodzie sklepikarzy”. Zawtórował mu później Hitler. Obaj dostali śmiertelne baty od potomków Pepysa, owych „sklepikarzy”, na których hucpie, energii i dobrym kredycie bankowym wyrosła potęga brytyjskiego imperium. My z opóźnieniem tworzymy własną klasę „sklepikarzy”, z wszystkimi ich wadami i zaletami. Wielu z nich pojęcia nie ma o Pasku. Jakaś część paskowej zajadłości przecie w nich jednak tkwi, i nie wynijdzie, bo to jest substrat kulturowy – niemal genetyczny. Doceńmy niezmożoną siłę polskiej kultury.
***
Na Uniwersytecie Harvarda mam przyjaciela, którego polska ksenofobia za młodu wypchnęła z naszej wspólnej ojczyzny. W Ameryce zrobił wspaniałą karierę naukową. Choć nie-Polak, śledzi wydarzenia w kraju i od czasu do czasu przez telefon robi mi awanturę: a to o antysemityzm w Polsce, a to oantyukrainizm, a to o zacietrzewienie głupich polityków. Ja zaś uśmiecham się w słuchawkę, bo mój niepolski przyjaciel awanturuje się o Polskę w jedynym spośród wielu znanych mu języków, którym mówi bez śladu obcego akcentu: w języku Jana Chryzostoma Paska.